Płacz jest
dobry.
Chociaż nieakceptowany,
wypierany przez społeczeństwo, wstrzymywany. A szkoda!
Kiedy mam
ochotę płakać, to płaczę. Nie tylko w ukryciu, kiedy nikt nie patrzy. Tak samo
kiedy ktoś inny płacze, nie każę mu się zamknąć i nie pocieszam go na siłę. Po
prostu pozwalam mu płakać.
Płacząc
oczyszczamy się z emocji, ze stresu. Jest nam lżej. O ile nie mamy w głowie
zakodowane, że
„Płacz jest
dla słabych”
lub
„Masz być
twardy a nie miętki!”
Sama miałam
takie frazesy podświadomie wyryte w mojej głowie, wrzucone kilka/kilkanaście
lat temu przez rodziców. Nie mieli złych zamiarów i raczej do głowy im nie
przyszło, jak bardzo coś takiego może utkwić w psychice, ale tak właśnie było. Tak
to działa – jako dzieci nieświadomie przejmujemy nawyki i normy społeczne od
rodziny. Normalka.
Bardzo
fajnie, jeśli później będziemy w stanie zweryfikować takie przekonania i w
razie potrzeby je po prostu wyrzucić.
Ale do tego
potrzeba umiejętności wsłuchania się w siebie. I chwili spokoju. Być może
przyda się nakierunkowanie przez osobę trzecią, np. psychologa. Mam wrażenie,
że w Polsce dalej traktuje się ten zawód po macoszemu. Utarło się przekonanie,
że do psychologa idą wariaci lub jakieś „ciężkie” przypadki. Taki temat tabu.
Psycholog? Nie no co ty, ja? Ja jestem zdrowy!
Ale to już odrębny temat.
Komentarze
Prześlij komentarz