Przejdź do głównej zawartości

Uzależnienia i czekolada

Wszędzie trąbi się o uzależnieniu od alkoholu czy od nikotyny. Powstają wielkie kampanie ostrzegające przed negatywnymi skutkami, koncerny leków mających pomóc w walce z nałogiem. Generalnie nie znam osoby, która by nie wiedziała o szkodliwości jednego i drugiego.
OK, bardzo dobrze że mamy te wszędobylskie informacje, świadomość skutków ubocznych wyżej wymienionych. Nie twierdzę że to źle, bo faktycznie wciąż jest wiele osób uzależnionych. To zrozumiałe, że rząd chce zapobiegać.

Ale do jasnej cholery, nie tylko od tego można się uzależnić!
Alkohol i papierosy są dozwolone (w teorii) od lat 18. Jasne, pewnie można dość łatwo zdobyć jedno i drugie wcześniej. Zresztą, jak młodemu bardzo zależy, żeby się uzależnić, to to zrobi. Ale to nie zmienia faktu, że generalnie dostępność jest tu ograniczona - uzależnienia nie są tak częste. Poza tym, ceny to dobry odstraszacz... Dorosłych klientów też przybywa coraz mniej, palenie i picie  powoli wychodzi z mody.
Tyle,że uzależnić można się od WSZYSTKIEGO.
Od kawy, herbaty, internetu, czekolady, ibupromu, cukru, soli, telefonu, keczupu...
Sama byłam uzależniona od czekolady. Ktoś by się uśmiechnął i powiedział "banał", "e, tam".
No tak nie do końca.

W pewnym momencie miałam potrzebę jedzenia czekolady 3 razy dziennie. I nie, nie mam na myśli jednej czy dwóch kostek, mam na myśli tabliczkę czekolady. Średnio jedna tabliczka czekolady = 13 łyżeczek cukru. Tak dla jasności.
Byłam świadoma tej ilości cukru, byłam świadoma, że to dobra droga do insulinoodporności i cukrzycy, byłam świadoma, że czekolada mi nie służy. A jednak nie mogłam się powstrzymać od jej jedzenia. Co gorsza, kiedy już dobrałam się do niej, nie byłam w stanie zjeść tylko trochę, ale od razu pochłaniałam całą tabliczkę.
Kilka razy próbowałam to ukrócić, jeść tylko w określone dni, albo jeść mniej. Zadziałało co najwyżej na tydzień. Później znów to samo. Czułam się jak w błędnym kole, że to ma nade mną kontrolę, co było okropne. Nie wiedziałam czy dam radę to przerwać. W końcu to uzależnienie miało swoje początki w dzieciństwie. Zaczyna się niewinnie. Kiedy widzisz się z dzieckiem, co mu dasz? Oczywiście, w 90% coś słodkiego, jakieś Kinderki, batonika, czekoladę, żelki. Bo to dziecko, niech się cieszy. Co nie?
Nikogo nie interesują możliwe długofalowe skutki. Zdaje się, że słodycze to już jakaś tradycja, okazywanie dziecku miłości za pomocą batonika. Nic dziwnego, że dobrze kojarzymy słodkie i nie stronimy od niego w późniejszych latach.
Na zmęczenie? Czekolada. Nuda? Czekolada. Na poprawę humoru? Czekolada. Zawsze znajdzie się jakiś powód.

A prawdziwym powodem jest...
No właśnie, co? Pytanie, na które boimy się odpowiedzieć. Wolimy to zagłuszać.
Może to być samotność, szukanie pocieszenia w kilokaloriach. Jakiś marny substytut CZEGOŚ.
Motywy mogą być różne.
Zdecydowanie warto jest znać przyczynę, szukać jej. Dopiero wtedy daje nam to narzędzie do wyeliminowania problemu.
Jeśli o mnie chodzi, pod koniec zeszłego roku stanowczo zapragnęłam tej wolności. Miałam prosty plan - nie zjem niczego, co zawiera czekoladę. Bo mogę. Bo chcę.
Zdziwiłam się, jak łatwo mi to szło. I wciąż idzie - do tej pory trzymam się planu. Nie mam pojęcia jak to dokładnie działa, ale działa. Po prostu nie czuję już potrzeby sięgania po ten produkt. Świadomie wykreśliłam go z mojego jadłospisu. Teraz, zamiast czekolady, pytam się siebie, czego mi trzeba, jakie mam potrzeby, czego mi brakuje. Często jest to odpoczynek, albo krótka rozmowa z drugą osobą, a może zabawa z psem. Cokolwiek by to nie było, prawdziwą odpowiedzią nigdy nie jest czekolada.

Wiedzieliście, że czekolada, nawet w niewielkiej dawce, jest śmiertelną trucizną dla kota i psa?

Komentarze

  1. Ja na szczęście nie mam takich problemów bo nie lubię słodyczy, ale wiem że uzależnić można się od różnych rzeczy, a także od ludzi. To naturalne! Fajnie by było uzależniać się od dobrych i zdrowych rzeczy np. od sportu i uśmiechu :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kochać płacz

Płacz jest dobry . Chociaż nieakceptowany, wypierany przez społeczeństwo, wstrzymywany. A szkoda! Kiedy mam ochotę płakać, to płaczę. Nie tylko w ukryciu, kiedy nikt nie patrzy. Tak samo kiedy ktoś inny płacze, nie każę mu się zamknąć i nie pocieszam go na siłę. Po prostu pozwalam mu płakać. Płacząc oczyszczamy się z emocji, ze stresu. Jest nam lżej. O ile nie mamy w głowie zakodowane, że „Płacz jest dla słabych” lub „Masz być twardy a nie miętki!” Sama miałam takie frazesy podświadomie wyryte w mojej głowie, wrzucone kilka/kilkanaście lat temu przez rodziców. Nie mieli złych zamiarów i raczej do głowy im nie przyszło, jak bardzo coś takiego może utkwić w psychice, ale tak właśnie było. Tak to działa – jako dzieci nieświadomie przejmujemy nawyki i normy społeczne od rodziny. Normalka. Bardzo fajnie, jeśli później będziemy w stanie zweryfikować takie przekonania i w razie potrzeby je po prostu wyrzucić. Ale do tego potrzeba umiejętnoś

To jak, piszesz się?

Tak, nawet najlepszy plan szlag może trafić. Szczególnie, kiedy ktoś inny oprócz ciebie jest zaangażowany. Nie mam pojęcia dlaczego, ale najczęściej kiedy coś nie zależy tylko ode mnie, to się po prostu nie udaje. Tak się kończy liczenie na kogoś.   Na przykład, jeśli masz jakiś pomysł i dzielisz się z nim z kimś i ten ktoś od razu ci powie, że go nie popiera, to OK, trudno - ma do tego prawo. Ale kiedy ktoś na początku jest rzekomo dobrze nastawiony, cieszy się razem z tobą, przytakuje ci, ty w konsekwencji zaczynasz zgłębiać temat coraz bardziej, wymyślając kolejne szczegóły. Po jakimś czasie nagle okazuje się, że ta życzliwa osoba zaczyna coś mącić i ściemniać i trzyma cię cały czas w niepewności, po czym stwierdza, że się wycofuje, bo główna myśl jest jednak bez sensu. Kocham takie zagrania. A wystarczyło by na wstępie wspomnieć, że nie jest się przekonanym. Jakieś „nie wiem”, chociażby. Jeżeli nie jesteś czegoś pewien to POWIEDZ, zamiast bezmyślnie obiecywać gr